Nowego złe początki czyli podryw w nowym mieście (i kraju)

Myślałam, że jestem dobra w wirtualnych podrywach. Moja aparycja najczęściej pozwalała na to, aby laski same do mnie zagadywały, więc nie martwiłam się niedoborem kandydatek na randkę – co najwyżej mogłam się martwić ich jakością. Wystarczyło jednak, że zmieniłam całkowicie swoje otoczenie i bum! - okazuje się, że chyba mam problem :D A zaczęło się to tak...

Kilka tygodni temu spakowałam swoje życie w walizkę i przyjechałam do nowego miasta – dużego, modnego, świetnie skomunikowanego i naszpikowanego atrakcjami dla takich dziewczynek jak ja. Od razu zapragnęłam odkrywać jego muzyczne, street artowe, kulinarne i oczywiście lesbijskie uroki. Przecież ktoś musi mi to wszystko pokazać, a nie znam lepszego sposobu na zaprzyjaźnienie się z nowym miejscem do życia, niż ładna przewodniczka służąca pomocą we dnie i w nocy.

Szybko odpaliłam dwie znane wszystkim lesbom apki /no dobra, trzy/ i zatopiona w tysiącach profili szukałam idealnych kandydatek na pełnienie roli mojej prywatnej przewodniczki. Matko, kogo to ja nie znalazłam! Dziewczyny ze wszystkich zakątków globu, mówiące w przynajmniej 2 językach dla mnie obcych, z zapędami artystyczno-fotograficznymi, zamiłowaniem do tatuaży, rowerów, piercingu i ketaminy w rytmie muzyki elektronicznej. Wszystko okraszone przynajmniej jednym zdaniem o tym, jak to monogamia i związki są nudne, a hedonizm, dziki seks i poli-amoria to cel ich jestestwa. Podjarałam się jak głupia i wystawiałam lajki na Tinderze aż do bólu prawego kciuka, z niecierpliwością wyczekując radosnego momentu "sparowania się" z moimi ulubienicami i przyzwolenia na owocne konwersacje. O panie mój, jaka ja naiwna!

Pierwsze dwadzieścia par i... cisza. Serio, totalna cisza. Żadna się nie odezwała. Co jest z tymi laskami, że wirtualnie deklarują, że Cię lubią, a potem milczą jak zaklęte? Tak pięknie się im wystawiłam, a one poza ćwiczeniem kciuka nie wysiliły się na nic więcej. Próbując ratować sytuację zebrałam się w sobie i zagaiłam w jakiś w miarę interesujący sposób, który nie był zwykłym "hi" czy innym jednosylabowym ścierwem. Rozczarowanie nr 2 – to też nie zadziałało. Śpiące Królewny dalej przysypiały, a mi kończyła się cierpliwość i ochota. Po tygodniu posuchy i tęsknoty za choćby wirtualną konwersacją z jakimś bytem materialnym zradykalizowałam swoje podejście i zaktualizowałam swój profil, aby wydać się odrobinę bardziej interesującą. Tak, tak – co nieco trzeba było podrasować na tle tych wszystkich super– hiper– przezajebistych dziewoj, bo inaczej przepadłabym z kretesem. Nie mam przecież 20 tatuaży na łapie ani 300 zdjęć na Instagramie /w ogóle, kurwa, nie mam Insta.../. Efekt jakiś był, choć trudno go nazwać zbieżnym z moimi oczekiwaniami...



Pierwsza kandydatka - niejaka Cinthia uderzyła prosto z mostu: 
- "threesome?" 
- "with 2 girls? Always" - odpisałam, bo przecież nie mam nic do trójkątów. Więcej już się do mnie nie odezwała; chyba jednak nie chodziło o 2 dziewczyny. Szkoda.

Kolejna słodycz - Jen grała na 2 fronty /a może i więcej/
- "My bf is at work. I'm alone, wanna come?" 
 
Nie bardzo kumałam po co mnie zapraszała – miałam posprzątać jej chatę, ugotować obiad czy po prostu nie miała z kim rozegrać partyjki w warcaby? Na wszelki wypadek, żeby nie wypaść na idiotkę, w ogóle nie odpowiedziałam na zaproszenie. Naprawdę słabo gotuję.

Isa, urocza Azjatka chyba jarała się wyłącznie intelektem: 
- "Have you ever completed a crossword?" 
 
Miałam się przyznać, że kilka razy udało mi się rozwiązać całą krzyżówkę? Wyszłabym na lamera, który nie ma co robić w wolnym czasie. Z drugiej strony – nierozwiązanie jej to też nie najlepsza wizytówka... I w ten oto sposób Isa również nie otrzymała ode mnie wiadomości zwrotnej, a ja musiałam z niekrytym smutkiem przekreślić kolejną kandydatkę na przewodniczkę.

Były jeszcze: Sandra, Frankie i Martha, które wydobyły z siebie nieprawdopodobne ilości wysiłku i kreatywności wysyłając mi "hi", a Korall, Sign i Mia dorzuciły do tego końcówkę "pretty girl". I tak nieźle, bo na swoich profilowych wyglądały raczej na niepiśmienne.

Nie mogłam uwierzyć w ogrom przejebaństwa, który mnie właśnie spotkał. Czy naprawdę w XXI wieku internetowe podrywy i czatowanie muszą być aż tak chujowe? Gdzie się podziały czasy GG i statusów z piosenkami, żeby pokazać lasce, że to właśnie o niej? :D No dobra, żartowałam, Gadu-Gadu też było straszne, ale przynajmniej tak się przy nim nie irytowałam. Wkurwiona bylejakością wywaliłam apki na smartfonowy śmietnik. Wyguglowałam 3 inne destynacje do których chciałabym się teraz przenieść, ale nie wypada po kilku tygodniach rzucać nowej pracy, a już na pewno nie wypada składać wypowiedzenia z powodu niewystarczającej ilości interesujących dziewczyn w mieście. No i jak tu żyć na nowym?


Komentarze

  1. Hi, nie wiem czy preety czy nie.
    Czemu masz takie ciśnienie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo chciałam sobie pobrykać, pókim piękna i młoda!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty