Stuk, puk - dzień dobry - wiosna idzie!

Kalendarz pokazał dziś 1-go marca. Obudziłam się rano z myślą, że to będzie świetny dzień, za oknem nawet dostrzegłam promienie słońca, a w brzuchu czułam jakieś fajne łaskotanie /nie, to nie burczenie na znak głodu/. Nie ma to tamto, ja dobrze wiem, co się święci – wiosna idzie!



Znowu będę unosić się jakieś 5 centymetrów nad chodnikiem. Znowu będę świdrować wzrokiem każdą napotkaną dziewczynę. Znowu będę uśmiechać się do wszystkich ludzi na ulicy, a faceci zachęceni tym uśmiechem znowu zaczną podbijać z tekstem: "czy my się przypadkiem nie znamy?".

Nie, nie znamy się, nie poznamy się, ale to i tak nie zmienia faktu, że wiosną jestem zupełnie innym człowiekiem i nawet kokietowanie kolesi sprawia mi frajdę.

Wiosna to jest to, co lubię najbardziej. Wiosna to świeżość; to przeogromna chęć zrobienia czegoś, czucia czegoś, doświadczania. Co roku na wiosnę się zakochuję. Co roku na wiosnę jakaś laska mota mi w głowie i przeżywam najfajniejsze 3-4 miesiące w roku. Aż nie mogę się doczekać, żeby się przekonać kto zawróci mi w głowie tym razem. Znowu będę jadać kolacje na dachach albo drzewach, pić wino nocą nad jeziorem, tańczyć na garażach przy jakimś blokowisku, włóczyć się bez celu pod blaskiem miejskich latarni... Jeny, jak ja kocham wiosnę!

Komentarze

Popularne posty