Lesbijskie walentynki
Tak dawno mnie tu nie było, że nawet
nie zauważyłam lutego i nadchodzących Walentynek. Słodkie, czerwone
serduszka okupują już wszystkie wystawy sklepowe i pewnie miałabym
to w dupie, gdyby nie to, że wypada dla Was – drogie czytelniczki,
co nieco o tych Walentynkach skrobnąć.
Kilka faktów na początek – Walentynki obchodzimy 14 lutego, w dniu wspominania Św. Walentego,
który uchodzi za patrona zakochanych. Co wspólnego miał Święty
Walenty z zakochanymi – trudno stwierdzić, ale był też uważany
za obrońcę przed ciężkimi chorobami nerwowymi i umysłowymi, a to
już niezła podkładka pod miłość ;)
W Polsce stolicą zakochanych jest
Chełmno (bo relikwie Św. Walentego), w Europie Werona (bo Romeo i
Julia) oraz Paryż (bo nie wiem co – wieża Eiffla?), a w Chinach
Lizhaizhen (bo masowa produkcja serduszkowych maskotek).
Jak co roku pierdyliardy par tego dnia
się zaręczy albo poślubi, co statystycznie da im najgorszy staż i
rychły rozwód, ale ja nigdy nie wierzyłam w statystyki. Co roku
też, pierdyliardy par pokłóci się o to, na jaki film pójść do
kina i do jakiej knajpy na kolację. Heterycy wybiorą się na Greya,
geje obejrzą jakieś porno, a lesbijki... będą siedziały w domu
:D
Jak co roku, ten zupełnie niewyjątkowy
dzień spędzę sama. Chociaż o ile dobrze pamiętam, raz w życiu
udało mi się spędzić Walentynki z kimś. To było w liceum, w
ostatniej klasie. Chodziłam wtedy z takim chłopcem - kurduplem, którego ledwie
byłam w stanie pocałować. Wolałam całować dziewczyny i dwie już
przed nim całowałam, ale on był miły i nie chciałam mu zrobić
przykrości, więc czasem z nim gdzieś wychodziłam. On jeden jedyny
zaprosił mnie w Walentynki do kina, obdarował jakąś bombonierką
i kwiatkiem. Tym oto osiągnięciem zapisał się na kartach mojego
życia :)
To było tylko raz. Od czasów liceum w Walentynki konsekwentnie siedzę w domu albo gdzieś w mieście,
zawsze singlując. Kiedyś zastanawiałam się, co mogłabym robić w Walentynki z dziewczyną. Przyznam, że niewiele przyszło mi do
głowy – jakiś seks, jakaś kolacja, jakiś film w zatłoczonym
kinie, sterta czułych słówek i zapewnień o wielkiej miłości,
które rok później będą już nieaktualne. No, ewentualnie jakiś
wyjazd do wspomnianego Paryża albo Lizhaizhen, również żeby się
pozapewniać o miłości, spłukać do ostatniego grosza i planować
nowe Walentynki – ale już z inną dziewczyną. Nie ma co, gra na
bank warta świeczki, ta cała miłość - plastikowe serduszka,
bombonierki i bilety na amerykańską komedię romantyczną.
Lesbijkom singielkom proponuję dwie
rzeczy: nie wychodzić w Walentynki z domu, aby nie rozbeczeć się
na widok pierwszej lepszej napotkanej zakochanej pary i zaszyć się
pod kocykiem z kakałkiem i jakąś durnowatą komedią na laptopie.
Oczywiście nieromantyczną, bo od tego też można łzawo zakończyć
dzień, a przecież nie o to chodzi.
Jeśli któraś z Was wpadła na pomysł
poznania jakiejś innej samotnej dziewczyny na portalu randkowym żeby
mieć z kim wyjść z domu 14 lutego – gratuluję odwagi. Ja się
nie odważę po ostatnich przebojach z dziewczynami, które myślą,
że chcę z nimi konwersować, chociaż nie odpisałam im na 12
kolejnych wiadomości.
No, także tego – dobrego 14 lutego!
Dajcie znać, jak Wam minął ten dzień :D
Bardzo podoba mi się to co piszesz ;) z niecierpliwością czekam zawsze na więcej
OdpowiedzUsuńTo w takim razie przepraszam, że zawsze musisz tak długo czekać. Czasami brakuje mi systematyczności ;)
OdpowiedzUsuń