Techno i tatuaże
Na imię jej było J. Miała dość krótkie farbowane na blond włosy, krzywy nos i brakującą czwórkę /albo piątkę, już nie pamiętam/ w uzębieniu. Poznałam ją dosyć niedawno - to był marzec. Napisała do mnie krótką wiadomość na portalu randkowym dla LGBT. Zapytała, czy pójdę z nią na kawę. Ja odpowiedziałam, że kawy akurat nie piję, ale chętnie pójdę z nią na słodką herbatę. Ostatecznie spotkałyśmy się na jakimś jedzeniu.
Miała 30 lat i była zodiakalną Wagą co szybko mi wyjawiła pytając mnie o mój znak. Twierdziła, że wierzy w astrologię i po krótkim wywiadzie /wypytywała mnie o wszystkie możliwe relacje z kobietami/ stwierdziła, że jestem chyba typem osoby, która nie spełnia się w związkach /?!/. W wolnych chwilach grała w klubach jako DJ-ka, a na życie zarabiała przekładając ciuchy w jednej z sieciówek. Zawstydziła mnie na tym pierwszym spotkaniu chyba jeszcze kilka razy, ale i tak wydawało mi się, że zrobiłam na niej dobre wrażenie.
Telefon jednak milczał. Zbliżała się Wielkanoc, a ona nie dawała od siebie żadnego sygnału. Postanowiłam sama się odezwać pierwsza i jakoś w kilku smsach doszłyśmy do tego, że zgramy się po Świętach. Cieszyłam się, bo rzadko z kim się umawiam i w sumie jej krzywy nos i brak jednego zęba to nie aż tak straszne mankamenty, żeby nie móc ich przeskoczyć. Co prawda nie piję alkoholu i zawsze podchodzę do kobiet na trzeźwo /i to zdecydowanie mój błąd/ ale w tym przypadku kompletnie mi to nie przeszkadzało. Poniekąd dlatego, że dość szybko wyobraziłam sobie seks z J. i pragnienie jakie w sobie rozbudziłam dość trudno było mi później opanować.
"Przemyślałam sprawę i może jednak randeczka?" - brzmiał jakiś poświąteczny sms od niej. "To pierwsze spotkanie nie było randeczką?" - pomyślałam sobie. Jasne, że nie wypowiedziałam tego na głos ani nie przelałam na literki w smsie; przyklasnęłam pomysłowi i rozpoczęłyśmy wymyślanie pomysłu na randeczkę. Finał finałów skończyłyśmy na urodzinowym ognisku u mojej znajomej, na które J. wprosiła się praktycznie ledwie mnie znając. A ja nadal myśląc, że to i tak niezły początek, brnęłam w kolejne dziwne spotkania nie zauważając jak szybko J. owija sobie mnie wokół palca. I to w kilka tygodni od pierwszego spotkania!
Wśród znajomych uchodzę raczej za egoistkę niźli altruistkę i znana jestem ze swojego chłodnego podejścia. I choć jestem bardzo towarzyska, uwielbiam poznawać nowych ludzi i spędzać z nimi czas to przełamanie pewnych lodów w relacjach damsko-damskich przychodzi mi z dużym trudem. To nie ja jestem tą, która się stara ani tą, która wychodzi z inicjatywą. Ja zawsze czekam /i marnuję w ten sposób czas swój, innych i mnóstwo okazji.../. Tymczasem to właśnie J. owijając mnie wokół palca zmusiła mnie żebym porzuciła swoją skorupę, swoją tak zwaną strefę komfortu, w której było mi tak wygodnie i postarała się o nią.
Przyjęłam wyzwanie. Widocznie chciałam skoro nie oponowałam, ale i tak myślę, że to wizja seksu z J. spowodowała jakąś niejasną pomroczność w moim umyśle. J. wydawała prośbo-rozkazy, ja latałam: - w nocy z butelką wina nad jezioro /bo chciała, a akurat tak późno kończyła pracę/, - na dach kamienicy żeby go zamknąć w deszczowy dzień po tym jak kilkanaście godzin wcześniej się z nią tam całowałam, - do najlepszej cukierni w mieście, z której po zakupieniu ciast nie dało się wrócić inaczej niż taksówką, żeby słodkie arcydzieła nie straciły swego uroku, - do restauracji, znowu w nocy, prosić kucharzy żeby później zamknęli kuchnię i wydali mi jeszcze ulubiony makaron J. Dawno dla nikogo tak się nie starałam i chyba w tym wszystkim zapomniałam, że J. też powinna kiwnąć palcem, jakkolwiek, żeby się za szybko mną nie znudzić.
Któregoś wieczora odważyłam się bawić jej koszulką od piżamy i tym, co pod nią. Miała wytatuowane ciało, a to bardzo mnie kręciło. Żadna z moich wcześniejszych dziewczyn/kochanek/koleżanek nie miała tylu tatuaży. Chciałam oczywiście więcej, ale musiałam się zadowolić paroma całusami i muskaniem piersi. I to by było w sumie na tyle. Swoją niewinną zabawę przypłaciłam przyjęciem na klatę smsa: "za szybko się między nami rzeczy zadziały". Serio, napisała go 30-letnia DJ-ka z tatuażem James Dean na obojczyku, fanka techno, stylu vintage, wszystkiego co hipsterskie, modne i na topie. I już nie biegam do cukierni, do restauracji, po dachach kamienic - po trzech miesiącach od pierwszego spotkania latam za kolejnymi ulotnymi wyobrażeniami seksu, ale już nie z J.
Miałam pisać na fejsryju, ale to by wprowadziło nieprawdziwe wrażenie potrzeby zażyłości. Piszesz dobrze, ale truchleję nad tym czy za chwilę nie skończą Ci się tematy, bo przeorałaś już każdy z popularnych stereotypów - zatem pytanie co dalej? Jako, że dobrze się czyta wpis jak powyżej, może uda Ci się popełnić czegoś takiego więcej? Pchaj to w interakcje Ty <> inni, bo to czyta się najlepiej :) A właściwie to kimś się inspirujesz?
OdpowiedzUsuńChwilowo, z braku czasu, nie zastanawiałam się o czym jeszcze chcę tu pisać poza zabawą stereotypami. Może wpisów takich jak ten powyżej pojawi się więcej - zobaczymy.
UsuńInspiracji dostarcza mi moje życie + wszystko to, co dzieje się dookoła oczywiście ;)
Pozostaje mi życzyć Ci więcej czasu na pisanie :) i liczyć na szczegóły kolejnych ulotnych wyobrażeń. Pozdrawiam.
Usuń