Coraz bliżej Święta

Odliczanie do Świąt trwa w najlepsze. Jeszcze parę chwil i wszyscy będziemy się zajadać pierogami, pierniczkami i karpiem. Ja już od dwóch dni jestem w rodzinnym domu, żeby choć trochę pomóc w przygotowaniach. Pyry na sałatkę same się nie pokroją, wiadomo. A jeszcze choinkę trzeba kupić i ubrać, pomóc młodszej siostrze z kupnem prezentów dla rodziców... No roboty po pachy!


Swoje prezenty już kupiłam, co do jednego. Zobaczę rodzinę i dziewczynę – pięknie. Umówię się też z przyjaciółmi, bo to prawie jak rodzina tylko z innej krwi. I niby wszystko ok, bo w tym roku pojawiła się w końcu TA dziewczyna godna barszczu mojej mamy, tylko nadal nie czuję jakiegoś ducha Świąt i przepełniającej mnie radości. Wręcz przeciwnie, przepełnia mnie niesamowita nostalgia i tęsknota za wszystkim, co minione. Nie wiem, czy to efekt PMS, czy też naprawdę straciłam umiejętność cieszenia się Świętami.

Rok temu było podobnie. I dwa lata temu. I trzy też.

O co chodzi z tym, że zamiast brykać z radości, ja gapię się w okno i wzdycham, że kiedyś było lepiej, inaczej? Aż taka stara nie jestem, żeby pamiętać Gwiazdkę '78, ale za to te w latach 90. już wspominam z łezką w oku. Byłam dzieciakiem z beztroskim życiem i masą prezentów pod choinką. Teraz z dzieciaka zrobiła się prawie 30-letnia baba, która swoje życie toczy daleko od wszystkiego, co jej drogie i bliskie. Trochę to bez sensu. Jedynym celem tego skazywania się na udrękę życia na obczyźnie jest gromadzenie jakichś złotych monetek i różnokolorowych papierków o wielu nominałach. Dziecięcą gonitwę za przygodą zamieniłam na chomiczka w czyimś kołowrotku.

Pamiętam prawie każdą Wigilię z dzieciństwa. Dwie szczególnie utkwiły mi w pamięci. Pierwsza superwigilia była na parterze naszego domu, gdzie jeszcze wtedy mieszkał dziadek. To mogło być jakoś koło '93, może '94 roku. Zaprosiliśmy najbliższą rodzinę, w tym moich kuzynów, z którymi spędzałam wówczas bardzo dużo czasu. Dziadek przebrał się za Gwiazdora i myślał, że nikt go nie rozpozna spod papierowej brody, ale ja z kuzynem od razu zaczęliśmy krzyczeć: "Dziadek! To dziadek!". Bardzo cieszyłam się na moment otwierania prezentów, bo poprosiłam o statek piratów Lego. Budżet Gwiazdora był jednak ograniczony i zamiast statku dostałam mały zestaw z piracką wysepką, łódką i skarbem. I tak cieszyłam się jak porąbana, bo to w końcu było Lego! Bawiłam się tymi klockami z kuzynami do białego rana.

Druga niezapomniana superwigilia była w Trójmieście u siostry szwagra mojego taty /ależ pokręcone/ w 1996 roku. Też nie mogłam się jej doczekać z uwagi na prezenty. Poprosiłam o zestaw policjanta, ale koniecznie z kajdankami. Połowę dzieciństwa marzyłam o tym, aby zostać policjantką, a rodzina już wtedy dostawała ode mnie wyraźne sygnały, że na pewno będę małą lesbą, jak policjantką się nie uda. W sumie nic w tym dziwnego – ciągle spędzałam czas z kuzynami, bawiłam się Lego, udawałam policjanta i nienawidziłam sukienek. Nigdy nie dostałam pod choinkę lalki, co bardzo mnie cieszyło i dawało znak, że rodzina też jest z moimi wyborami OK.

Tego wieczora po wigilijnej kolacji odpakowałam upragniony zestaw policjanta: był pistolet, odznaka, gwizdek, notatnik i upragnione kajdanki z kluczykami. Rodzina do dziś wspomina jak się darłam ze szczęścia. Schowałam się na antresoli, gdzie siostra szwagra mojego taty miała mini bibioteczkę i udawałam, że tam jest mój komisariat i więzienie. Całej rodzinie chciałam wypisywać mandaty i zakładać kajdanki nawet za brak przewinienia.


Oj, chciałabym być znowu dzieckiem, ale takie cuda się nie zdarzają, nawet w Wigilię.

Komentarze

  1. Halooo, gdzie nowe posty? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, ktoś tu jeszcze zagląda? :D Przepraszam, faktycznie zaniedbałam te strony, bo sporo się u mnie działo, ale skoro ktoś czeka na posty to obiecuję wkrótce wszystko opowiedzieć :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty